Cykliczność rynków już od wielu lat zaburzona jest przez masowy skup aktywów przez banki centralne. Quantitative Easing oraz utrzymujące się przez dekadę niskie stopy procentowe, okazały się tymczasowymi środkami zaradczymi. Umożliwiły rynkom wyjście z ostatniego kryzysu w latach 2007-2008 oraz osiągnięcie nowych rekordów na indeksach giełdowych, a jednocześnie powiększyły znacząco globalne wskaźniki długu. Inwestorzy oczekiwali więc nadejścia recesji, ale nikt przecież nie spodziewał się, jak bardzo przyspieszy i pogłębi ją pandemia Covid-19. Mowa jest o zjawisku globalnym, nie ma zatem możliwości, żeby ominęło to polską gospodarkę. Dla oszczędności przeciętnego człowieka istnieje jednak szansa na zachowanie swoich oszczędności w okresie długoterminowym.
Czy głęboka będzie recesja i ile na niej możemy stracić?
Stan rodzimej gospodarki jest zły, gdyż jest powiązany w dużym stopniu z eksportem do strefy Euro. Popyt na świecie został ograniczony przez pandemię koronawirusa. W najbliższym czasie nie ma szans na powrót do poziomów produkcyjnych i popytowych sprzed kilku lat, a tym bardziej do pełnej normalności, jaką znaliśmy. Kto zdecyduje się na zakup nowego samochodu, gdy jutro nie jest pewne? Społeczeństwo europejskie, w tym polskie, należy do jednego z najbardziej „zakredytowanych” na świecie. Banki już teraz zaostrzają warunki udzielania pożyczek i kredytów hipotecznych. A co gdy zaczną wymagać wcześniejszej spłaty zadłużenia? Co gdy zabraknie nam pieniędzy na spłatę czynszu lub rat?
Już teraz 28% polskich przedsiębiorstw planuje redukcje, a 46% planuje obniżenie wynagrodzeń z powodu epidemii. Tylko 26% przedsiębiorstw posiada zasoby umożliwiające im przetrwanie zamknięcia dłużej niż kwartał. Stan rodzimej gospodarki zależy od szybkości, z jaką rząd będzie odblokowywać kolejne sektory, ale też od kondycji naszych partnerów handlowych. Tymczasem pojawiające się wiadomości z Korei i Singapuru o nawrocie koronawirusa u osób już wyleczonych zdają się potwierdzać najgorsze – czekają nas kolejne fale zarażeń.
– Dotknęło nas coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy. Połowa ludzi na świecie przebywa na kwarantannie i boi się o swoje życie i przyszłość. Nie wiemy, jak będzie wyglądać świat i czy się w nim odnajdziemy. Zaczynamy wchodzić w fazę, gdy konsument martwi się o jutro i planuje swoje wydatki bardzo rozsądnie. Przez to będzie mniej pieniędzy na rynku, co grozi deflacją – komentuje Dawid Muszyński, prezes firmy Flyingatom.Gold, zajmującej się sprzedażą inwestycyjnego złota, srebra i diamentów.
Powrót do normalności, jaką znaliśmy dotychczas, nie będzie możliwy. – Świat się zmieni. Chiny wysuną się na czele jako największa potęga gospodarcza. To one będą dyktować warunki, nie USA. Teraz większość produktów jest produkowanych w Chinach. Co z tego, że nadrukujemy pieniędzy, jeśli nie będzie gdzie ich wydać? Najprawdopodobniej kraje zaczną wracać z produkcją do siebie i uruchamiać fabryki w swoich krajach– dodaje Dawid Muszyński.
Jak uchronić oszczędności?
Co zatem robić, aby nie stracić i przenieść wartość tak ciężko wypracowanych oszczędności w czasie? Grać na giełdzie, zakopywać walutę w słoikach, a może kupować obligacje rządowe?
– Nie należy inwestować na giełdzie, bo teraz giełda straciła sens. Jest jak kasyno. Za to złoto zawsze było dobrą formą inwestowania. W złoto nie inwestuje się, by zostać milionerem, tylko by przechować wartość. Inwestycja w złoto daje nam bezpieczeństwo i komfort psychiczny, gdyż akumulujemy wtedy kapitał – komentuje Dawid Muszyński.
Ceny złota od blisko roku kierują się do góry, co jest powiązane z utratą wartości nabywczej pieniądza. Obecna cena oscyluje wokół 1700 dolarów amerykańskich. Nawet pomimo krótkoterminowej spodziewanej zmienności, perspektywy długoterminowe są bardzo pozytywne. Na inwestycji w złoto, na rynku polskim można było zatem zarobić ok. 15-20%. Należy jednak pamiętać, aby inwestować w złoto „fizyczne”, a nie „wirtualne”.
Joanna Owsianko